piątek, 7 listopada 2014

Być kulturowym betonem

Wspominałam już, że wciąż mam mleko pod nosem? Jestem niepoprawnym młokosem, zafascynowanym dystopią młodym człowiekiem o dziwnie wyrobionym guście, gdzieś w końcowych fazach buntu, głoszącym z uśmiechem jedną z niewielu prawd niezaprzeczalnych: „Wszyscy umrzecie”. W skrócie, jestem kulturowy betonem. Ale czy to naprawdę takie złe?

             Faz
ę subkultury mam już za sobą.
             Ka
żdy przynależał do jakieś subkultury. Jedni do bardziej radykalnych, inni do mniej, jedni bardziej tego świadomi, inni niekoniecznie. Ale subkultura nie oszczędziła nikogo. Ja, będąc młodym romantykiem-anarchistą, paliłam koty (zarzekając się wegetarianizmu) i smarowałam oczy czarną kredką. Zawsze byłam dość radykalną osobą, nawet w szóstej klasie podstawówki.
Oczywi
ście, za stylem i światopoglądem szła też muzyka.
              Ach, s
łodka muzyka.
Plastik – najgorsze s
łowo w moim młodocianym słowniku. Widniało na czarnej liście, a echa złych nawyków pozostają we mnie do dziś, bo plastik ciągle brzmi dla mnie bardzo pejoratywnie.
Kim by
ł ów plastik? Osoba, która jest fanem muzyki popularnej, tanecznej, jakkolwiek ją nazwać, niepoprawnie rozumiana jako muzyka pop.
Jako osoba, która jest naprawd
ę mocno wkręcona w kpop, mogę dziś tylko śmiać się z własnej głupoty tamtego mrocznego okresu.
              Bo dojrza
łam. (No dobrze, osoba licząca sobie zaledwie szesnaście wiosen, nie może tak o sobie powiedzieć, ale uprościłam to.) Nie zamykam się w tym, co wypada, co pozwala mi odkryć wiele świetnych tworów kultury, które bardzo często okazują się kamieniami milowymi w moim życiu, jak muzyka popularna XX wieku.
I widz
ę w moim zachowaniu pewną analogię.
              Tutaj chyba dochodzimy do sedna sprawy, czyli odpowiedzi na pytanie: kim jest beton kulturowy?
Bo ja to widz
ę tak: jestem młoda i ledwo co opierzona. Otwieram się na nowości kulturowe, nie osiadam już tak ciasno w swoich ramach, wreszcie nie spoglądam na wszystkich z swojej wyimaginowanej góry.
I tu znów musz
ę wrócić to pewnej bardzo ważnej kwestii, muszę ją podkreślić: jestem młoda. Wciąż nie do końca rozpoznaję się w dziełach Jimiego Hendrixa, The Doors to raczej pan z ładną twarzą i spółka, a The Beatles... cóż, znak epoki? Dość zimy znak epoki.
                Bo s
ą dzieła i DZIEŁA. Osobiście wyznaję zasadę: „Nie ważne, co miał na myśli autor. Jeśli piosenka/wiersz/obraz/laurka_z_makaronu (niepotrzebne skreślić) wywołało w tobie jakieś uczucia, twórca spełnił swoje zadanie”. I nie ważne, czy coś uznaje się za wielkie, czy mało wartościowe. Sonety Mickiewicza mogą być słabe, a teksty na blogu zapowiadać geniusza. Wszystko zależy od perspektywy.
Wiem, że sporo osób uzna teraz, że jestem ignorantem. I być może tak jest. Ale czuję się z tym komfortowo, bo nie podchodzę do świata z ślepym uwielbieniem wszystkich pomników, jakie zostawały nam w spadku pokolenia, a poddaję sztukę krytyce, wydobywając z niej perełki, czyniąc każdy rodzaj kultury kulturą WYSOKĄ (z całego sera staram się nie skrzywić, używając tego terminu). Mówię to jako osoba zakochana zarówno w Szekspirowskich wierszach, jak i Kosogłosie, płacząca przy Beethoven oraz Imagine Dragons.
                 Mówi
ę to z pełną odpowiedzialnością, jestem kulturowym betonem. 
                 Ale czy takie w
łaśnie betony nie są znakiem naszych czasów?
Maria Janiak







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz