Wspominałam
już, że
wciąż mam mleko pod
nosem? Jestem niepoprawnym młokosem,
zafascynowanym dystopią
młodym człowiekiem
o dziwnie wyrobionym guście,
gdzieś w końcowych
fazach buntu, głoszącym
z uśmiechem jedną
z niewielu prawd niezaprzeczalnych: „Wszyscy umrzecie”. W
skrócie, jestem kulturowy betonem. Ale czy to naprawdę
takie złe?
Fazę subkultury mam już za sobą.
Każdy przynależał do jakieś subkultury. Jedni do bardziej radykalnych, inni do mniej, jedni bardziej tego świadomi, inni niekoniecznie. Ale subkultura nie oszczędziła nikogo. Ja, będąc młodym romantykiem-anarchistą, paliłam koty (zarzekając się wegetarianizmu) i smarowałam oczy czarną kredką. Zawsze byłam dość radykalną osobą, nawet w szóstej klasie podstawówki.
Oczywiście, za stylem i światopoglądem szła też muzyka.
Ach, słodka muzyka.
Plastik – najgorsze słowo w moim młodocianym słowniku. Widniało na czarnej liście, a echa złych nawyków pozostają we mnie do dziś, bo plastik ciągle brzmi dla mnie bardzo pejoratywnie.
Kim był ów plastik? Osoba, która jest fanem muzyki popularnej, tanecznej, jakkolwiek ją nazwać, niepoprawnie rozumiana jako muzyka pop.
Jako osoba, która jest naprawdę mocno wkręcona w kpop, mogę dziś tylko śmiać się z własnej głupoty tamtego mrocznego okresu.
Bo dojrzałam. (No dobrze, osoba licząca sobie zaledwie szesnaście wiosen, nie może tak o sobie powiedzieć, ale uprościłam to.) Nie zamykam się w tym, co wypada, co pozwala mi odkryć wiele świetnych tworów kultury, które bardzo często okazują się kamieniami milowymi w moim życiu, jak muzyka popularna XX wieku.
I widzę w moim zachowaniu pewną analogię.
Tutaj chyba dochodzimy do sedna sprawy, czyli odpowiedzi na pytanie: kim jest beton kulturowy?
Bo ja to widzę tak: jestem młoda i ledwo co opierzona. Otwieram się na nowości kulturowe, nie osiadam już tak ciasno w swoich ramach, wreszcie nie spoglądam na wszystkich z swojej wyimaginowanej góry.
I tu znów muszę wrócić to pewnej bardzo ważnej kwestii, muszę ją podkreślić: jestem młoda. Wciąż nie do końca rozpoznaję się w dziełach Jimiego Hendrixa, The Doors to raczej pan z ładną twarzą i spółka, a The Beatles... cóż, znak epoki? Dość zimy znak epoki.
Bo są dzieła i DZIEŁA. Osobiście wyznaję zasadę: „Nie ważne, co miał na myśli autor. Jeśli piosenka/wiersz/obraz/laurka_z_makaronu (niepotrzebne skreślić) wywołało w tobie jakieś uczucia, twórca spełnił swoje zadanie”. I nie ważne, czy coś uznaje się za wielkie, czy mało wartościowe. Sonety Mickiewicza mogą być słabe, a teksty na blogu zapowiadać geniusza. Wszystko zależy od perspektywy.
Wiem, że
sporo osób uzna teraz, że
jestem ignorantem. I być
może tak jest. Ale czuję
się z tym komfortowo, bo
nie podchodzę do świata
z ślepym uwielbieniem
wszystkich pomników, jakie zostawały
nam w spadku pokolenia, a poddaję
sztukę krytyce,
wydobywając z niej
perełki, czyniąc
każdy rodzaj kultury
kulturą WYSOKĄ
(z całego sera staram się
nie skrzywić, używając
tego terminu). Mówię to
jako osoba zakochana zarówno w Szekspirowskich wierszach, jak i
Kosogłosie, płacząca
przy Beethoven oraz Imagine Dragons.
Mówię to z pełną odpowiedzialnością, jestem kulturowym betonem.
Ale czy takie właśnie betony nie są znakiem naszych czasów?
Maria Janiak
Mówię to z pełną odpowiedzialnością, jestem kulturowym betonem.
Ale czy takie właśnie betony nie są znakiem naszych czasów?
Maria Janiak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz